El Dorado – wyprawa Gonzalo Pizarro i Francisco de Orellany

El Dorado – wyprawa Pizarro i Orellany. W czasach podboju, rdzenni mieszkańcy Peru często przekazywali Hiszpanom informacje o ukrytych na terenie państwa Inków skarbach i bogatych krainach.
Z opowieści inkaskiej konkubiny Hernando Pizarra wynikało, że na wschodzie kraju żyje „pozłacany króla”, który rzekomo miał władać tamtą okolicą. A ponieważ słowo „pozłacany” w języku hiszpańskim znaczy „El Dorado” – tak zaczęto określać tą mityczna krainę.


Opowieść ta z biegiem czasu była coraz bardziej upiększana i rozpalała wyobraźnie Europejczyków. Należy zaznaczyć, że chociaż tajemnicze „El Dorado” nigdy nie zostało odnalezione, to w jednym z plemion z nad jeziora Guatavita rzeczywiście obsypywano złotem króla w obrzędach koronacyjnych.

Z nadzieją na odnalezienie „El Dorado” Gonzalo Pizarro wyłożył cały swój majątek warty 85 000 złotych pesos oraz zaciągnął dług u lokalnych bankowców w takiej samej wielkości. Take środki finansowe pozwoliły mu zwerbować 350 konnych, zarówno z ugrupowania pizarrystów jak i almagrystów. Jego kapitanami zostali Hiszpanie Francisco de Villagra, Alonso de Quiñones, bracia Martín i Francisco de Solier, pochodzący z wysp kanaryjskich Miguel de Mesa – który dowodził artylerią oraz Hiszpan Juan de Quijada – który miał rangę marszałka polowego.
Ponadto do wyprawy zwerbowano przeszło cztery tysiące Indian, tysiąc psów, niemal pięć tysięcy świń jako rezerwa żywnościowa oraz liczne stada lam służące do transportu różnorakiego sprzętu, narzędzi rzemieślniczych, artykułów wymiany, amunicji i prowiantu. W lutym 1541 roku przygotowania były ukończone i wyprawa wyruszyła na wschód państwa Inków.
Do wyprawy Gonzalo sprowadził jeszcze inkaskiego przewodnika, którego Hiszpanie nazywali Sinchi.
Przeszli przez Paucal, regiony Antis, Tono i Opataris, minęli wulkany Cayambe, Antisana, Sincholagua i Cotopaxi.

Regiony były mocno zalesione, przez cały czas nawiedzane przez ulewne deszcze. Najbardziej cierpiały konie, gdyż wąskie górskie ścieżki były trudne do przejścia – wiele koni spadło w urwiska. Do transportu koni przez niedostępne miejsca wymyślali podnośniki, tworzone z drzew i lin z winorośli.
Droga była na tyle trudna, że dziennie posuwali się jedynie na odległość jednej league (1 leagua to 4828 metrów).
Wyprawa natrafiała na utrudnienia – odzież gniła, pancerze zbroi zżerała rdza, świnie i psy tonęły w bagnach, a Indianie i lamy pochodzące z gór nie wytrzymywały klimatu selwy. Ponadto rzeki, bagna i skały utrudniały marsz. Panował głód i żołnierze zaczęli jeść umierające konie.
Po dwóch miesiącach marszu przez bagnistą puszczę, położoną u wschodniego stoku gór, nie było już świń i lam, zginęła połowa koni, poległo w drodze pół tysiąca Indian, brakowało zapasów żywności a ocaleni byli schorowani i zmęczeni. Zarządzono tygodniowy postój.
Po kilku dniach marszu natrafiono na drzewa cynamonowe, ale było ich zbyt mało aby rozpocząć przemysłową eksploatację. Sinchi cały czas wskazywał że cel jest przed nimi, dlatego Pizarro nakazał dalszy marsz.
Candia zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa oraz z tego, że posunął się za daleko w swoim nieodpowiedzialnym uporze. Wraz z kapitanami ustalono powrót do Callo, a jednocześnie oddziały Alonso de Mesy i Lucasa Martíneza Vegaso udały się na rekonesans po okolicy celem znalezienia prowiantu.
Gdy przedzierali się przez podrównikowy las igapo towarzyszył im tajemniczy huk dochodzący gdzieś z oddali. Po kilku dniach marszu las nagle się skończył i stanęli na brzegu ogromnej rzeki, która z ogromnym impetem spadała kilkaset metrów w dół, tworząc gigantyczny wodospad. Był to wodospad San Rafael. Sinchi doprowadził ich do niewielkiej inkaskiej osady plemienia Omagua, w której mogli odpocząć i najeść się. Z informacji uzyskanych od Indian wiedzieli, że ta rzeka nazywa się Coca, a kilka dni marszu w górę, wpada do Napo, a ta z kolei do ogromnej rzeki, której nazwy miejscowy kacyk nie znał. Z informacji kacyka wynikało, że w tych okolicach mało jest mieszkańców, kilka szczepów plemienia Omagua w lasach i nad brzegiem rzeki. Dalej ciągnie się już bogatszy kraj, łatwiej tam o żywność i liczniejsza jest ludność. Kacyk opowiedział im historię o pozłacanym królu, który żyje gdzieś w okolicy oddalonej o kilkadziesiąt dni marszu – obiecał też Hiszpanom przewodnika, który miał ich doprowadzić do Napo. Jednak kiedy Hiszpanie zaczęli być w stosunku do Indian Omagua agresywni, żądając więcej złota i jedzenia, pewnej nocy Indianie uciekli, pozostawiając Hiszpanów samych. Konkwistadorzy w odwecie spalili cała wieś.
Podczas marszu w kierunku Napo z każdym dniem ubywało Indian, którzy konali z e zmęczenia, ubywało także Hiszpanów, którzy tajemniczo ginęli, zabijani przez chowające się w lesie plemiona. Wreszcie skończyła się Coca, a ekspedycja stanęła nad potężną rzeką Napo. Tam zaczęły się okolice nieco ludniejsze, ale wszystkie napotykane wioski były opustoszałe i pozbawione żywności. Hiszpanie zdobyli jednak pięć Indiańskich łodzi. Wschodni brzeg rzeki, na którym znajdowali się Hiszpanie był trzęsawiskiem, uniemożliwiającym dalszy marsz. Zdecydowano się przejść na drugi, zachodni brzeg, który był łagodny i piaszczysty. Przeprawa zajęła ponad dziesięć dni.
Choroby, zmęczenie i ustawiczny głód obniżały morale w oddziale Hiszpanów. Oficerowie Pizarra coraz częściej mówili o odwrocie, przestali już wierzyć w mit Pozłacanego Króla. Rzadko spotykane wioski indiańskie, podobne do siebie i ubogie, nie podsycały nadziei. Ale Pizarro ciągle jeszcze nie rezygnował, łudząc się znajdowanymi w opuszczonych chatach niewielkimi ilościami złota.
Orellana czuł coraz większą niechęć do Gonzala, obwiniając go za niepowodzenie wyprawy. W tajemnicy rozmawiał z marynarzami ze swojego oddziału, planując budowę łodzi i wypłynięcie na rzekę. Jednak żegluga po Napo była trudna, pełno w niej było podwodnych wirów i zdradliwych mielizn.
Pizarro, który chorował na febrę zarządził rozbicie obozu – miejsce to nazwali El Barco. Oddział liczył wtedy około 300 Hiszpanów. Leżąc w gorączce nie panuje na sytuacją, dlatego Orellana wykorzystuje to i obejmuje dowództwo. Nawiązuje kontakt z tubylczymi plemionami, dobrze ich traktuje, a ci pomagają w budowie łodzi i zaopatrują oddział w żywność.
Budowę łodzi „San Pedro” ukończono i w dniu 9 listopada 1541 zwodowano ją na rzece Napo. Załadowano na nią sześćdziesięciu ludzi i cały ciężki bagaż oddziału.

Budowa łodzi San Perdo

Indianie poinformowali, że o trzy dni drogi jest duża i bogata wieś. Orellana miał tam dopłynąć, zdobyć zaopatrzenie i wrócić, a w tym czasie zdrowy już Pizarro, ruszył pieszo z reszta oddziału brzegiem rzeki. Ekspedycja rozdziela się, a Orellana zabiera ze sobą jeszcze dwa czółna.

Dalsza część wyprawy Gonzalo Pizarro

Niestety po umówionych trzech dniach oddział Pizarra nie doczekał się na powrót łodzi. Mijały kolejne dni, wzmagał się głód i zmęczenie, a Orellana nie wracał. Pizarro dotarł brzegiem do poletka yuki i manioku, gdzie postanowił poczekać. Po kilku dniach do oddziału Pizarra dotarł Sanchez, członek wyprawy Orellany – zmęczony, ranny, obdarty z ubrań i na boso. Poinformował, że Orelana zdradził i popłynął rzeką do jej ujścia.

El Dorado - wyprawa Pizarro i Orellany
Zapada decyzja o powrocie, jednak oddział zastanawia się nad wyborem drogi powrotnej. Nikt nie chce znów iść wzdłuż brzeg, kierują się wiec w góry. Oddział liczy najpierw osiemdziesięciu Hiszpanów, a po zejściu z zachodniego stoku Andów już tylko siedemdziesięciu. Szli nadzy, bosi, w upalnym słońcu równika, opuchnięci i poranieni. W ostatniej nocy przez wejściem do Quito uciekł towarzyszący im Sinchi. Po osiemnastu miesiącach powrócili do Quito, był późny sierpień 1542 roku.

3 września 1542 roku z Cuneca w Ekwadorze Gonzalo Pizarro wysłał do króla swoją rela­cję z wyprawy. W tym czasie Orellana wciąż płynął nurtem Amazonki, i ano Pizarro ani Orellana nie znali losów drugiego.

Dalsza część wyprawy de Orellany

Gdy Gonzalo Pizarro przedzierał się bagnistym brzegiem rzeki Napo, Francisco de Orellana płynął na wschód, na swojej łodzi głównym nurtem Amazonki.
W połowie lutego 1542 roku przepłynęli rozlewisko rzek Napo i Maranon, płynąc teraz wzdłuż terytorium dużej indiańskiej konfederacji plemion zwanej Aparia, której mieszkańcy odnosili się do Hiszpanów przyjaźnie.. W związku z tym, Orellana zarządził poniżej Iquitos dwu miesięczny postój, który trwał pięćdziesiąt siedem dni – od 26 lutego do 24 kwietnia 1542 roku.
Ponieważ Aparianie odbywali długie wprawy handlowe wzdłuż rzeki, poinformowali Hiszpanów, że ich ziemie ciągną się wzdłuż rzeki przez 80 legua (około 350 km). Następnie leżą ziemie dwóch wrogo nastawionych plemion Machiparo i Omagua. Orellana postanowił naprawić i przebudować „San Pedro” oraz zbudować nowy, większy statek który poradzi sobie z morskimi wodami. „San Pedro” była otwartą łodzią z niską burtą, więc wraz z towarzyszącymi im indiańskimi kanoe nie mieliby większych szans na odparcie ewentualnych ataków. Aparianie zaopatrzyli Hiszpanów w drewno na budowę kadłuba i masztów, liany do wyrobu olinowania oraz kauczuk i dziką bawełnę do uszczelnienia lodzi. Żagle wykonano z materiałów tkanych przez tubylców.
Nowy statek którego nazwano „Victoria” miał niewielki szałas z palmowych liści na śródokręciu, osłaniający chorych przed promieniami słońca oraz proch przed deszczem. Jego długość w linii wodnej wynosiła 19 goas, czyli około 7 metrów, miał dziewięć ławek dla osiemnastu wioślarzy. Optymistycznie nadali mu imię „Victoria”.
24 kwietnia 1542 roku wyprawa Orellany wypłynęła na obu statkach, pozostawiając Aparianom swoje kanoe oraz jako podziękowanie miecz królowej.
Jak wynika ze wspomnień ojca Carvajala w obawie przed atakami płynęli głównie nocą. Teren Indian Machiparo rozciągał się na przestrzeni kilkuset kilometrów, był gęsto zaludniony, a największa wioska ciągnęła się przez ponad 30 kilometrów. Podczas tego etapu podróży, przez trzy dni i trzy noce musieli odpierać gwałtowne ataki Indian, a podczas z potyczek ojciec Carvajal stracił oko.
20 maja 1542 statki Orellany prze¬kroczyły granicę między terytoriami Machiparo i Omagua. W swoim dzienniku Orellana wspomina, że w punkcie granicznym na rzece znajdowała się wioska z oddziałem, pełniącym rolę straży. W dalszym ciągu musieli odpierać ataki tubylców. Plemiona Omagua wykazywały się niezwykłymi umiejętnościami przy wyrabianiu ceramiki, dlatego jedna wioskę Hiszpanie nazwali Pueblo de la Loja – „Miasto Porcelany”. Były tam między innymi pięknie zdobione dzbany o pojemności stu galonów. Hiszpanów, którzy płynęli kilkaset kilometrów przez terytorium plemienia Omagua urzekła potęga rzeki jak i wpadających do niej dopływów.
29 maja 1542 roku minęli po prawej stronie dopływ rzeki Jurua. Teren nadal był gęsto zaludniony, i widać było wiele dróg biegnących w głąb lądu.
3 czerwca 1542 roku wpłynęli na wody rzeki, zabarwionej czarnymi osadami co stanowi jedno z najbardziej zdumiewających zjawisk w naturze, wyraźnie odróżniając brązowy nurt Amazonki. Jak wspomina Orellana: 
„…W sobotę, w wigilię Trójcy Świętej po lewej stronie ujrzeliśmy ujście innej wielkiej rzeki, której woda była czarna jak atrament. Z tego powodu nazwaliśmy ją Rio Negro (…) jej nurt jest tak silny i potężny, że przez 60 mil jej wody tworzą długi, czarny strumień i nie mieszają się z wodami głównego nurtu”.

Na początku czerwca 1542 roku znaleźli się na wschód od ujścia Negro.
26 sierpnia Orellana wypłynął z Amazonki na wody Atlantyku i skierował swe statki w kierunku Trinidadu.
29 sierpnia podczas burzy łodzie rozdzieliły się, i dopłynęły do Cubagua „San Pedro” 9 września, a „Victoria” 11 września 1542 roku.

Wyprawa Francisco de Orellana

Wyprawa Francisco de Orellana
Kilka miesięcy minęło, aż wiadomość, że Orelalana żyje i dopłynął do Cubagua dotarła do Hiszpanii, Panamy i Peru – a więc i do Gonzala Pizarro.
W Hiszpanii nie przyjęto Orellanę jak bohatera, gdyż wielu kwestionowało użyteczność jego odkrycia, a ujście Amazonki leżało na terytorium portugalskim – czyli po niewłaściwej stronie linii wyznaczonej przez papieża w traktacie z Tordesillas.
Nad Orellaną ciążyły także zarzuty Gonzala Pizarra, który oskarżał go o zdradę i pozostawienie całego oddziału na śmierć na brzegu wielkiej rzeki.
Pomimo tych historycznych wydarzeń, dla Amazonki i obszaru na jakim leży odkrycie Orellany miało duże znaczenie. Przez pewien czas samą rzekę nazwano „Orellana” – dopóki na podstawie mitu o wojowniczych kobietach wielka rzeka stała się powszechnie znana jako „rzeka Amazonek” czyli Amazonka.
Ostatecznie Orellana wrócił do Hiszpanii, do swojego miasta Trujillo i zamieszkał w rodzinnym domu niedaleko kościoła Santa Maria. Poślubił Anę – nastoletnią dziewczynę z zamożnego rodu oraz oczyścił się z zarzutów Pizarra.
Jednak po trzech latach spędzonych w Trujillo, wraz ze swoją młodą żoną wyruszył z Sewilli w drugą wyprawę na Amazonkę. Zarzucano mu jednak brak umiejętności organizacyjnych i przywódczych. Pogłoski były tak niepokojące, że królewski Urząd do spraw Indii wysłał do obozu Orellany szpiega, który miał donosić o administracyjnym chaosie oraz o braku zdecydowania i stanowczości Orellany.
Ostatecznie czterystu osobowa wyprawa Orellana wyruszyła na kilku statkach w stronę Wysp Kanaryjskich. Orellana otrzymał królewską licencją przyznającą mu tytuł gubernatora Amazonii. U wybrzeży Brazylii jeden ze statków się rozbił, a inne wpadły na mieliznę. Orellana chciał odnaleźć bogate krainy, które widział poprzednio, ale nieliczone kanały i dopływy Amazonki spowodowały, że zgubił drogę. Kilka miesięcy błądzili wśród wysp i kanałów, aż ostatecznie ślad po nich zaginął.
Szczegóły tej wyprawy znamy z opowiadań kilku ocalałych rozbitków. Na wyspie Margarita w Wenezueli spotkali oni młodą żonę Orellany, która stwierdziła, że jej mąż nie dotarł do głównej odnogi rzeki, której szukał, i ostatecznie chory, wycofał się na hiszpańskie terytorium. Ponadto w okresie, gdy szukał żywności, Indianie zabili strzałami siedemnastu spośród jego łudzi. Ostatecznie, Orellana zmożony chorobą zmarł gdzieś w górze rzeki.

Francisco Orellana - pomnik w Trujillo

Zapraszam do odwiedzenia strony na Facebook

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments